Tegoroczne warsztaty integracyjne śmiało można by nazwać demokratycznymi. Przede wszystkim dlatego, że udział w tym przedsięwzięciu wzięli nie tylko uczniowie, także nauczyciele. Był w tym pomyśle pewien zamysł (nie tak trudny do odszyfrowania). Uczniowie dość szybko przekonali się, że tradycyjnie pojęta integracja (np. mam na imię X i kocham ludzkość raz moją klasę i szkołę) raczej nie będzie miała tu zastosowania.
Uczniowie
Na początek zostali rzuceni na, nie tak burzliwą, szkolną wodę. Musieli odnaleźć się na liście i otasiemkować w odpowiednim kolorze, żeby trafić do odpowiedniego gabinetu lub auli. Połowa zajęła się coachingiem, a reszta, już w mniejszych grupach albo przygotowywała scenkę ze szkolnego życia (z pomocą absolwentów), albo poznawała zręby systemu naszej szkoły, lub była przekonywana, że można być człowiekiem szczęśliwym i spełnionym (niezależnie od szkolnych stopni). Spotkali się też z panią pedagog i psycholog w jednym i zastanawiali się, jak uczynić szkołę przyjaznym miejscem. Poznali istotę demokratycznej szkoły (w zależności od grup – konieczność formalna, inaczej warsztaty musiałyby trwać dwa dni).
Nauczyciele
Tymczasem szacowna i szanowna kadra pedagogiczna zastanawiała się (wspólnie) nad tym, jak odszkolnić szkołę. Wspierali nas w tym wspomniana pani pedagog i psycholog, absolwenci (z aktualnym przedstawicielem grona – absolwentem szkoły, rzecz jasna) i prof. Zawodniakiem. Autorem refleksji, która śmiało może być motywem przewodnim warsztatów: „Żeby nauczyć Jasia matematyki, trzeba znać i matematykę, i Jasia.” Temu miały służyć warsztaty nauczycielskie – chęci poznawania, której początkiem zawsze jest refleksja nad tym, co robimy, i dystans do szkolności. Na zakończenie, zaprzyjaźnieni już z nami, wolontariusze szkół demokratycznych przedstawili możliwość innej, nietradycyjnie pojmowanej szkoły.
Eksperyment
Już po obiedzie, w pełnym słońcu na szkolnym boisku odpowiadaliśmy (uczniowie i nauczyciele) krokiem w przód lub w tył na pytania (prawie jak perypatetycy – to nie jest brzydkie słowo). Chodziło o to, by naocznie (dosłownie!) przekonać się, czy zbliżamy się do szkoły, czy też oddalamy od niej. Jak wyszło – widzieliśmy wszyscy. Tu zamysł (wcześniej wspomniany) zaczął się lekko objawiać. Nauczyciele nie stanowili osobnej zwartej linii, podobnie jak uczniowie.
Wielka gala
Aula. Miejsce teatralnej konfrontacji. Uczniowie i nauczyciele przedstawili przygotowane scenki (demokracja pełną gębą). Z pewnością objawiło się kilka teatralnych talentów. Przekonaliśmy się także, że kreatywność popłaca. I nie tylko. Daje radość. Obraz szkoły, jaki się wyłonił z tego działania, raczej nie tchnął optymizmem. Jesteśmy trochę z dwóch różnych światów, choć złączeni jednym miejscem i wspólnym pragnieniem (uczynić przynajmniej nasz świat nieco lepszym). Oby nam się chciało.