-
[calendar mini=true nav=false]
Najnowsze komentarze
Pierwszy czwartek po przerwie świątecznej (12.04.2012) stał się pierwszym dniem obozowych zmagań. Z przekroczeniem granic ośrodka „Długie” wpadliśmy w przedmaturalny szał. Początkowo chętni do zdobywania nowej wiedzy, przyswajania kolejnych zależności matematycznych, rozwiązywania równań i liczenia delty. Z czasem ten zapał przeradzał się w inny rodzaj szaleństwa, m.in. zabawa w zdobywanie klasztoru Monte Casino, granie w futbol amerykański znalezioną w krzakach zdobyczą, zostawianie pod drzewem „kanapek dla duchów” czy udawanie żołnierzy w okopach. Dla tych, którzy do naszego obozu nie zawitali może wydawać się to dziwne, jednakże uwierzcie, 18 godzin matematyki trzeba było jakoś odreagować.
Cała grupa podzieliła się na dwa obozy. Jeden matematyczno- komputerowy pod wodzą pp. Wiśniewskiej. Drugi historyczno- (no powiedzmy) matematyczny na czele z pp. Konopelskim. „Profesor powiedział nam w piątek, że lepiej byłoby gdybyśmy przeszli się na spacer, bo mózgi nam się zlasowały”. Jak mówi stare polskie powiedzenie: co za dużo to nie zdrowo…
Choć momentami brakowało ciepłej wody, ocieplenia, prądu a niektórzy nawet zastanawiali się czy sobotnia jajecznica oby na pewno była z jajek to każdy z nas dużo wyniósł z tego obozu. A co do jajecznicy- sprawa się wyjaśniła po tym jak jeden z obozowiczów poczuł zgrzytający miedzy zębami kawałek skorupki stwierdził: „Tak, to zrobili z jajek!”.
Nie dość, że było wiele pokus, zwątpień i filozoficznych wywodów „po co właściwie humanistom matematyka?” to i zwierzęta nie ułatwiały nam pracy, m.in. owczarek, któremu nadaliśmy imię Szarik oraz owad Zygmunt, który rozpraszał obóz pp. Konopelskiego i armię jego historycznych zapaleńców.
Mimo wszelkich przeciwności przetrwaliśmy trzy dni wpajania nam matematycznych mądrości, zależności i (dla niektórych nadal wątpliwej jej) przydatności. Oby zaprocentowało to na maturalnych arkuszach.
Patrycja Toczkowska
[calendar mini=true nav=false]
[calendar mini=true nav=false]