-
[calendar mini=true nav=false]
Najnowsze komentarze
Zimny pot, gula w gardle, niepewność poprzedzająca każdy krok… Tak trzydziestego pierwszego sierpnia wyglądała droga wielu z nas, uczniów. Wizja nowej szkoły budziła różne emocje, jednych przerażała, innych cieszyła, a wielu fascynowała. Ze wszystkimi naszymi obawami i nadziejami udaliśmy się dnia dwudziestego ósmego lipca do Liceum Ogólnokształcącego nr 2 im. Marii Skłodowskiej-Curie na warsztaty integracyjne.
Dla mieszkających poza granicami Gorzowa dzień rozpoczął się od zakwaterowania w internacie. Obładowani torbami oraz plecakami udali się karawaną do niepozornego budynku naprzeciwko gmachu szkoły. Ściśnięci niczym ubrania w ich bagażach czekali na odbiór kluczy. Nie mieli czasu na wypakowanie się. Od razu udali się zobaczyć przydział do klas.
Wodzenie palcem po papierze, szybkie podążanie wzrokiem po tekście, a następnie powtórzenie tych czynności w celu sprawdzenia, czy znajomi będą towarzyszyć nam przez pierwszy trymestr oraz całą serię godzin wychowawczych. Podeszliśmy do naszych opiekunów i razem z nimi skierowaliśmy się do wyznaczonych sal lekcyjnych.
Około wpół do dziesiątej poznaliśmy naszych wychowawców oraz panie psycholog. Gdy wszyscy zasiedliśmy w kręgu, zaczęliśmy przedstawiać się i opowiadać o sobie. Spróbowaliśmy wyrazić siebie za pomocą symboli. Za pomocą licznych zabaw i gier próbowaliśmy dowiedzieć się czegoś o sobie. Wyraziliśmy swoje oczekiwania wobec wychowawcy i vice versa. W międzyczasie zostaliśmy oprowadzeni po szkole. Nie będę nikomu wmawiał, że trzy godziny spowodowały, że dokładnie poznaliśmy siebie nawzajem, ale na pewno wystarczyły, żebyśmy nie czuli się sobie obcy.
W końcu nastąpiła wyczekiwana przez wszystkich przerwa na obiad. Z braku miejsca trzeba było czekać na swoją (klasy) kolej. W rytm melodii wygrywanej przez nasze żołądki szliśmy do sali. Rozmowy natychmiast zamarły, jakby ucięte nożem jednej z kucharek, a ich miejsce zajął dźwięk łyżek trącających o talerze.
Posiliwszy się, znowu spotkaliśmy się z wychowawcami i opiekunami. Gdy dowiedzieliśmy się, do których grup językowych przynależymy, od razu zabraliśmy się do pracy nad prezentacją klasy na wieczorne spotkanie. Wymyślaliśmy piosenki, wiersze, układy taneczne, każdy starał się dodać coś od siebie. Nawałnica różnych, często sprzecznych pomysłów zmuszała nas do częstych dyskusji, więc musieliśmy nauczyć się współpracy.
O godzinie 15.00 zaczęło się to na co większość z nas czekała, warsztaty z nauczycielami oraz starszymi uczniami. Od wylosowanej grupy zależała kolejność zajęć. Ja wylosowałem numer szósty, więc zaczynałem od spotkania z panem Andrzejem Janczewskim. Razem dyskutowaliśmy co w szkole możemy zdziałać jako grupa. Próbował z różnym skutkiem przekonać nas, że nie warto pozostawać biernym i mamy szanse coś zmienić.
„A teraz idziemy na zumbę!” te słowa dźwięczały długo w naszych uszach. Powoli i ociężale szliśmy na salkę gimnastyczną. Wszyscy chłopacy wzbraniali się od tańca rękoma i nogami. Zirytowało to Adama Studzińskiego, naszego instruktora, do tego stopnia, że kazał nam wynieść ławki na korytarz. Ustawiliśmy się wszyscy czekając na nieuniknione. Zaczęliśmy robić pierwsze ruchy i… wciągnęło nas to na tyle, że godzina minęła nie wiadomo kiedy. Chyba nikt z nas nie spodziewał się, że będziemy się tak świetnie bawić.
Zmęczeni, o 17.00 udaliśmy się na halę sportową. Czekał tam na nas ciepły posiłek. Razem ze znajomymi z innych grup mieliśmy okazję podzielić się wrażeniami. Gdy skończyliśmy posiłek, otoczyliśmy scenę oczekując występów. Każda z klas miała chwilę by zaśpiewać piosenkę, wystawić przedstawienie albo pokazać plakaty. Czuliśmy na karku oddech tremy, ale spojrzenia naszych nowopoznanych kolegów dodawały nam otuchy. Na zakończenie uroczystości odbył się występ zespołu złożonego z uczniów starszych klas. Po wszystkim udaliśmy się do naszych domów bądź internatu na zasłużony odpoczynek.
Następny dzień również obfitował w atrakcje. O godzinie 9.00 spotkaliśmy się z panem Waldemarem Szymczakiem na warsztacie zatytułowanym „Ja o sumie niezerowej”. Razem graliśmy w gry matematyczne, omawialiśmy kwestie moralne oraz odnajdywaliśmy najlepsze wyjścia z hipotetycznych sytuacji.
Śmiech i rozmowy towarzyszyły nam aż do drzwi kolejnej klasy. W tamtym miejscu mieliśmy poznać tajemniczą sztukę układania planu zajęć. Po dwudziestominutowej przemowie pana Pawła Konopelskiego i pani Małgorzaty Jacek przystąpiliśmy do własnej próby poukładania sobie lekcji. Jednym udało się to lepiej, innym nieco gorzej.
Później pan Jerzy Bańdziak postarał się omówić z nami, dlaczego gimnazjum mogło zrazić nas do historii. Wyjaśnił nam, dlaczego historię powinno rozpatrywać się na kilku płaszczyznach. Skutecznie przekonywał nas, że ten dział nauki towarzyszy nam całe życie.
O 13.00 zaprowadzono nas do auli, by zapoznać z władzami szkoły. Odliczając minuty do obiadu wysłuchiwaliśmy pana dyrektora Tomasza Pluty oraz pani wicedyrektor Grażyny Szczepańskiej, którzy starali się zapoznać nas z tradycjami, zwyczajami oraz systemem naszego (bo tak już mogę z dumą je określić), liceum. Po zakończeniu przemówienia udaliśmy się na wyczekiwany posiłek.
Z pełnymi już żołądkami próbowaliśmy otworzyć się przed panem Mariuszem Biniewskim i jego asystentami. Razem opowiadaliśmy o tym jak czujemy się w grupie, niektórzy mieli problem z przełamaniem nieśmiałości. W pewnym momencie tegoroczni maturzyści, zaproponowali panu profesorowi spożycie kawy, najlepiej za drzwiami, w celu odbycia z nami szczerej rozmowy. Zostaliśmy zachęceni do współtworzenia szkolnego radiowęzła. Później poproszono nas o wypisanie obaw i nadziei związanych z nauką w „dwójce”.
Kolejne zajęcia odbyły się po drugiej stronie szkoły. Czekał tam na nas pan Andrzej Czaja z cytatami z „Małego Księcia”. Mogliśmy pochwalić się naszymi umiejętnościami interpretacyjnymi i plastycznymi oraz przekonać się, czy mamy zadatki na modeli.
Na sam koniec czekała nas konfrontacja z naszymi umiejętnościami aktorskimi. Musieliśmy odgrywać rolę, recytować oraz układać z siebie różne figury. Najwięcej problemu sprawiało ułożenie biedronki, która zdaję się być ulubionym zwierzątkiem pani Anety Gizińskiej-Hwozdyk.
Po wszystkim zebraliśmy się na placu przed szkołą na pamiątkowe zdjęcie. Za 3 lata będziemy mieli okazję spojrzeć na nie i przypomnieć sobie ten dzień. Przypomnimy sobie wtedy nasze obawy i nadzieje oraz będziemy wyszukiwać znajomych, którzy jeszcze wtedy byli dla nas kompletnie obcy.
Mikołaj Słupiński
Bardzo ładny tekst, tylko od strony grammar nazi dodam, że: „nawałnica różnych, często sprzecznych pomysłów zmuszała nas, do częstych dyskusji,” niepotrzebny jest tu przecinek po „nas”; natomiast przydałby się między „zmęczeni” a „o 17” przy zdjęciu pana dyrektora. No i biedronka jest ulubionym zwierzątkiem pani Anety, nie Anecie, taka drobnostka 🙂 Ale pisz więcej Mikołaju, sprawdzasz się!
poprawione Anno 😀
btw czemu się nie podpisujesz ABDL??? 😀
to nie brzmi wdzięcznie ^^
Cieszą mnie pozytywne opinie o tekście. Natomiast jeżeli chodzi o błędy, były one spowodowane pisaniem relacji na szybko z powodu limitowanego dostępu do Internetu i małej ilości snu (noc w internacie). Następnym razem postaram się, żeby tekst był poprawniejszy pod względem językowym.
Smutno się robi jak się to czyta, bo mnie to już definitywnie nie dotyczy 🙁 (nawet wyszukiwanie znajomych na zdjęciu, bo nam nie robili zdjęcia grupowego!) Mała uwaga: pan/ pani PROFESOR! 😉
Kasia, daj im spokój 😛 są po gimnazjum, pan/pani profesor wejdzie w krew dopiero później 🙂
Aż łezka się w oku kręci…dobre czasy, które już nie powrócą. Uczniowie 2 elo, wykorzystajcie na maxa czas nauki w liceum. Choć czasem będzie piekielnie trudno i będziecie mieli serdecznie dość tej szkoły, to mówię Wam, że po jej ukończeniu docenicie te 3 lata, z perspektywy czasu widzę, że było pięknie 🙂 Powodzenia 😉
Dołączam się do powyższego komentarza i wypowiedzi Ysabell (pozdrowienia dla Stachy od Stacha :)). Szkoda, że w 2 lo nie da się powtarzać klasy, bo chętnie bym został:)
dlaczego galeria nie działa?
Witamy w 2lo ;d jakoś około 1 września nie działał cała strona, więc nie jest źle;p ale przydałaby się galeria…
[calendar mini=true nav=false]
[calendar mini=true nav=false]
Ładnie napisane.
Żałuję, że nie mogłam być i zazdroszczę pierwszoklasistom. Warsztaty z profesorem Szymczakiem czy profesorem Czają, zawiłości rejestracji tłumaczone przez profesora Konopelskiego 😀
„Razem dyskutowaliśmy co w szkole możemy zdziałać jako grupa. Próbował z różnym skutkiem przekonać nas, że nie warto pozostawać biernym i mamy szanse coś zmienić.”
ojej.