-
[calendar mini=true nav=false]
Najnowsze komentarze
Dzisiaj z samego rana mała sala gimnastyczna w naszej szkole zmieniła się w centrum krwiodawstwa. Zasłonięte zostały okna i lustra, zniknęły prawie wszystkie materace, pojawiły się natomiast probówki, wagi, tajemnicze druczki do wypełnienia i kartony pełne czekolady. Ale przede wszystkim sala wypełniona była, bardziej lub mniej pewnymi swej decyzji, dawcami oraz czuwającymi nad wszystkim uśmiechniętymi paniami w fartuchach, które dzielnie wspierały szkolne Joannitki.
Jednak szybko okazało się, że to nie takie proste. Aby wziąć udział w akcji należało mieć skończone 18 lat, ważyć powyżej 50kg, mieć odpowiednią ilość krwinek i żyły na tyle widoczne, żeby pielęgniarki mogły się w nie wkłuć. To nie odstraszało ani uczniów, ani nauczycieli, którzy stali w nawet dwudziestoosobowej kolejce do rejestracji w bazie danych. Wśród tłumu można było dostrzec zarówno maturzystów, jak i drugoklasistów, ale też absolwentów, nauczycieli i innych pracowników szkoły. Po zapisaniu wszystkich danych, wszyscy czekali na wstępne badanie krwi, później na mierzenie ciśnienia przez lekarkę, aby w końcu z Pepsi w ręku, a następnie w żołądku, usiąść na granatowym fotelu i dać sobie utoczyć 450ml krwi. Nie wszystkim jednak oddanie jej przyszło tak łatwo. Niektóre organizmy stanowczo buntowały się, ogłaszając ten fakt wszem i wobec bladością na twarzach dawców i zawrotami głowy, szczęśliwie jednak nikt nie zemdlał.
Część osób oddawała krew już kolejny raz, niektórzy przyszli, gdyż czekali na to od dawna, a inni otwarcie przyznawali, że ich głównym celem była czekolada, której osiem tabliczek dostawał każdy, kto zdecydował się na wzięcie udziału w akcji. Nieważne jednak, kto czym się kierował przychodząc dzisiaj na małą salę – ważne jest, co zrobił i że przyczynił się do uratowania czyjegoś życia.
Julia Aniela Nowak
[calendar mini=true nav=false]
[calendar mini=true nav=false]