-
[calendar mini=true nav=false]
Najnowsze komentarze
Kiedy dowiedziałam się, że zostałam laureatką konkursu literackiego „Przygoda przychodzi sama – świat bez wojny, nazizmu i przemocy”, nie wiedziałam, czego powinnam się spodziewać po tygodniowym wyjeździe, który Polsko-Rosyjska Fundacja „Wspólna Sprawa” ufundowała w ramach nagrody. Jednak, pomimo wielu niewiadomych, zdecydowałam się jechać. Bliskość przepięknego jeziora, perspektywa spędzenia kilku dni z interesującymi ludźmi, również z innych krajów, i możliwość osłuchania się z językiem rosyjskim, stanowiły dla mnie wystarczające zapewnienie, że ten tydzień nie będzie stracony. Wśród laureatów konkursu znaleźli się również: uczennica naszej szkoły, Monika Bełej i absolwent, Kacper Wesołowski.
Poniedziałek, pierwszy dzień lipca. Około godziny dziesiątej przyjechałam do ośrodka wypoczynkowego „Stilon” w Lubniewicach i… byłam zupełnie zagubiona. Z pomocą pani recepcjonistki dotarłam do pawilonu, w którym znajdował się przeznaczony dla mnie pokój. Bardzo chciałam dowiedzieć się, czy zjawili się już jacyś inni laureaci. Wkrótce jednak odnalazłam pana Bronisława Krycha – sprawcę całego zmieszania. Jeszcze nie wiedziałam, jak barwną postacią jest pan Bronek, który organizuje konkurs… od 1985r.
Prawdziwa zabawa rozpoczęła się następnego dnia. Odbył się mecz siatkówki, podczas którego „Polska” pokonała „resztę świata”. Przypadek sprawił, że grałam w tej wielonarodowościowej drużynie. Odtąd popołudnia spędzaliśmy „pod dowództwem” absolwenta II LO – Kacpra Wesołowskiego, grając w grę karcianą „Rekiny Biznesu” lub w bule, puszczając kaczki na gładkiej tafli jeziora, grając w kalambury i wymieniając się zabawnymi anegdotkami, często związanymi z życiem szkoły.
Podczas pleneru poznawaliśmy Ziemię Lubuską. Udaliśmy się, między innymi, do Parku Narodowego „Ujście Warty” – tam poznawaliśmy jego florę i faunę, ze szczególnym uwzględnieniem rozmaitych gatunków ptaków. Pojechaliśmy także do Słońska, gdzie mieliśmy okazję zobaczyć zabytkowy kościół joannitów, cmentarz ofiar Sonnenburga i ruiny spalonego pałacu. W Nowinach Wielkich przenieśliśmy się do odległych czasów, kiedy to po Ziemi biegały jeszcze przerażające dinozaury. W międzyrzeckim zamku czekały na nas lochy i sala tortur, w muzeum – największa w Polsce kolekcja portretów trumiennych, a przed muzeum – wyczerpujący turniej gry w bule. Nie ominęła nas też wycieczka do… Gorzowa Wielkopolskiego, gdzie z panią profesor Gizińską-Hwozdyk i Kacprem wpadliśmy w szał zakupów w księgarni Matras oraz (również wpadliśmy) do radia Plus na wywiad. Nie obyło się także bez kupna piłki w biedronki. Cóż to za wyjazd, z którego nie przywiozło się nic, co mogłoby pojawić się w gabinecie nr 23?
Gdzie plener literacki, tam i sztuka. Jako pierwszy swoją twórczość zaprezentował nam profesor Leszek Engelking. Po wysłuchaniu jego poezji, przyszedł czas na dyskusję. Pan profesor chętnie odpowiadał na pytania i dzielił się z nami refleksjami na temat trudnej sztuki tłumaczenia wierszy na inne języki. Kiedy indziej przyszedł czas na muzykę. Wiktor – dziennikarz spod Moskwy – z chęcią użyczał wszystkim swoją gitarę, dzięki niemu wiele godzin upłynęło bardzo wesoło i… głośno. Znalazło się też coś dla fanów teatru – Kacper Wesołowski przedstawił swój monodram, który wywołał duże poruszenie. Mimo że spora cześć widzów nie znała języka polskiego, nikt nie wyszedł znudzony. Mieliśmy okazję uczestniczyć w spotkaniu z aktorką Teatru im. Juliusza Osterwy w Gorzowie – Bożeną Pomykałą – Kukorowską. Imprezie podsumowującej konkurs „Przygoda przychodzi sama…” również nie brakowało oprawy artystycznej. Wystąpił (wspomniany już) Wiktor, prezentując autorskie piosenki, a Kasia – uczestniczka pleneru – śpiewała rosyjskie szansony przy akompaniamencie gitarowym jej taty.
Muszę przyznać, że bardzo chętnie przyjeżdżałabym tam co roku. Ten wyjazd udowodnił mi, że nawet nie znając dobrze języka, można się porozumieć. Plener pozwolił poznać się wielu ludziom, którzy w innych okolicznościach nie mieliby ku temu okazji. Panowała wspaniała, przyjazna atmosfera, a każdy – niezależnie od tego, czy mieszka w Polsce, w Rosji, w Niemczech lub na Ukrainie, czy przyjechał z Gorzowa, z Warszawy, z Katowic, czy uczy się w II LO, czy w I LO, czy w IV – czuł się tam, w Lubniewicach, bardzo dobrze.
Kalina Moskaluk
[calendar mini=true nav=false]
[calendar mini=true nav=false]