-
[calendar mini=true nav=false]
Najnowsze komentarze
Zwykle nastawiam budzik na szóstą piętnaście. Dzisiaj godzinę wcześniej, bo jeszcze trzeba się pouczyć. Budzę się i z niemalże podekscytowaniem biegnę do łazienki, przecież czeka na mnie cała gama atrakcji. Synteza z polskiego. Odpowiedzi. Monstrualny test z biologii, kończący kurs. Z zapałem wertuję kartki książki. A nuż pojawi się ciekawe zadanie, którego jeszcze nie robiliśmy? Z tych emocji aż nie mogę jeść, wypiję chyba tylko kawę. Albo lepiej cztery, żeby dobrze się obudzić.
Szkoła i jej zawartość wygląda nieziemsko, można by rzec, niemal słonecznie. Wszyscy, których mijam przypominają aktorów filmowych, ze światowych produkcji jak „Noc żywych trupów” czy „Zombieland”. Fioletowe wory pod oczami tylko dodają uroku. W tym przypadku jakikolwiek makijaż to całkowita fanaberia. Pod drzwiami sekretariatu kilometrowa kolejka, wstęp tylko dla vipów. Sama żałuję, że ominie mnie szansa, żeby pogawędzić z panią dyrektor o nowym planie i podzielić się swoimi spostrzeżeniami. Ale nie ma co się przejmować, może za trzy miesiące trafi się jakaś okazja.
Idę na pierwszą lekcję. Tam miła niespodzianka, niemalże płaczę ze wzruszenia. Nauczyciel prowadzący zaprasza nas do udziału w nowej zabawie: w jak najmniej czasu trzeba zdobyć jak najwięcej punktów. Zostało pięćdziesiąt ze stu. Co prawda to już ostatni tydzień, po prawie trzech miesiącach obijania się, ale przecież barwna kumulacja na końcu daje tyle radości! Dzisiaj pierwszy etap: kartkówka i drugi: odpowiedź ustna. Jutro sprawdzian, zadanie domowe, pojutrze poprawy, teksty, aktywność. To nie dla słabych. O nie! Ci od razu odpadają. Trzeba być twardym i dzielnym, pokazać ile się umie.
Tematy rozmów na korytarzach są różne. Szkoła, dziennik elektroniczny, procenty, testy podsumowujące, interpretacje tekstu, źródłówki, analiza, synteza. Kiedy mamy wolną chwilę idziemy po węglowodany, ale trudno się dopchać, bo wężyk sklepikowych klientów aż do drzwi. Niektórzy siedzą na schodach przed klasą i prawie śpiewają pod nosem: 1834 – Mazzini zakłada Młodą Europę, sinus równa się dwa przez trzy, mątwa jest rozdzielnopłciowa. Momentami czuję się prawie jakbym wygrała bilet do zoo, bo ludzie szczekają na siebie jak psy, warczą jak wilki. Pełno wesołych awantur, trochę żebraniny i gier pod tytułem: może podejdę, poprzymilam się trochę, a nuż będzie piątka?
Po czternastej tryskam energią prawie tak samo jak rano, w głowie przyjemnie szumi od przyswojonej wiedzy, aż zasypiam w autobusie. Ale nie ma co spać, batonik musli, wartości odżywcze i takie tam, na nowo trzeba zabrać się do pracy. W domu jeszcze fura zadań, opracować artykuł, układ nerwowy pierścienic, ekologia i esej, ale mam czas, mam czas, spokojnie, prace wysyłać można przecież do dwunastej, czeka mnie podniecający wieczór..
Tak wygląda koniec trymestru. To tylko dwa tygodnie pełne wrażeń, prawie jak ekscytujące wakacje. Zabawa na całego. Karuzela terminów, rollercoaster przyswajania wiadomości. Czasami można się poczuć jak przy grze w totolotka, kiedy punktów do zdobycia zostało cztery, a do czwórki brakuje pięciu, ot taka sobie loteryjka złośliwego losu, otarcie się o szczęście, czekanie na cud. Teraz zostały tylko trzy dni, także kończę, czas na randkę z podręcznikiem. Trzeba szlifować, szlifować oceny póki można!
Julia Kusiak
[calendar mini=true nav=false]
[calendar mini=true nav=false]
heheh fajny felieton ! 🙂