-
[calendar mini=true nav=false]
Najnowsze komentarze
Wydarzenia te opisane poniżej są mglistą rekonstrukcją wspomnień i przeżyć prawdziwych osób, ich prawdziwa historia, jej zawartość jedynie zmieniona poprzez zawodną naturę ludzkiej pamięci.
Było nas pięcioro. Nie mniej, nie więcej. Mistrz i uczniowie.
Gdy ruszaliśmy w drogę do tamtego przeznaczonego nam przez gwiazdy miejsca, marzenia i myśli tańczyły nam przez głowy, przypuszczenia, co do najbliższej przyszłości. Mylne, poprawne – bez znaczenia, przeznaczone nam gwiazdy zaprowadziły nas w miejsce zawierania przyjaźni, rozkwitania miłości, poznania z drugim człowiekiem.
Gdy ja sam, wtedy jeszcze zdrów na duchu, bez myszy pałętających się poprzez moją psychikę, dotarłem na to miejsce, byłem sam. Wiadome mi było tylko jedno: pokój trzynasty jest mój, spędzę najbliższe dni w nim wraz z niemieckim współlokatorem.
Jakże mylne było moje myślenie, jak bardzo została ukarana moja pycha – gdy na „hallöchen!” w odpowiedzi usłyszałem „privyet!”.
Wstąpiłem nieumyślnie do świata humanistów, chaotycznego miejsca istniejącego poza światem rzeczywistym, gdzie Niemiec z Berlina – okazuje się być Białorusinem. Wtedy umarłem po raz pierwszy, jako matfiz. Z tym moim partnerem łoża, zwanym Saszą, a w zasadzie Aleksandrem, zdarzało mi się wchodzić w konwersację, gdy tylko słońce blaskiem przerywało mój sen. Sasza był dziennikarzem, wierzcie mi, w sztuce pytania oraz wyciągania informacji – człowiek ten posiadał talent wielki.
Oto wydarzenia pierwszych dni, w pierwszej lokalizacji. Tam się zapoznaliśmy, biesiadowaliśmy oraz poprzez ofiarę i rytuał – zawarliśmy kontrakt z pewną kaczką.
W przeciągu następnych dni przenieśliśmy się do pewnego bardziej odrębnego od rzeczywistości miejsca, istniejącego poza światem zasięgu linii komórkowych, czy cywilizacji ogółem.
Prawdę mówiąc, wciąż nie jestem pewien, czy tamto miejsce istniało w ogóle, ponieważ dochodziło tam do niestworzonych anomalii, co zostało zanotowane zarówno przeze mnie, jak moich i kompanów – droga jednokierunkowa, która nakłada się sama na siebie, powodując całkowite zagubienie nią podróżujących, ptaki wydające dźwięki ciężkiej maszynerii, itp… Jednak żadna z tych rzeczy nie może równać się z koszmarem , o którym wciąż nie wiem, w jakim stopniu został wymyślony przez moje splugawione myśli, a w jakim wydarzył się rzeczywiście. Wciąż pamiętam ich małe, różowe łapki, depczące wszystko to, co zostało z mego zdrowego umysłu. Myszy w ścianach.
Doszło wreszcie do cyklu wydarzeń, w trakcie których zaznajomiliśmy się bardziej z rosyjską częścią tej instancji, wieńcząc się w wieczorze poezji rosyjskiej Wtedy właśnie literatura piękna toczyła walkę z przenikliwym, mrożącym kości w ciele letnim chłodem. Niczym Inuici dalekich lodów, byliśmy zmuszeni wtulać się jedni w drugich, aby z zimna nie sczeznąć. Jednak to literatura w końcu wygrała.
Ciekawych sytuacji, zdarzeń godnych uwagi mieliśmy za dużo, aby je w pełni opisać z tą limitowaną ilością tuszu, którą wciąż posiadam. Wiedzcie, więc, że Sasza jest wielce intrygującym człowiekiem i zakończmy na tym.
W przeddzień ostateczny zjechały się osobliwości ze świata całego. Konsulowie, pisarze, dziennikarze.
Wielcy ludzie, wielcy przyjaciele. Jednak pamięć będziemy trzymać w sercach znacznie silniej niż szklane statuetki, którymi zostaliśmy nagrodzeni. Ponieważ wspomnienia te są znakiem naszej zmiany, kim byliśmy, gdy pojechaliśmy – i kim byliśmy, gdy z tej literackiej ostatniej krucjaty do Ownic wróciliśmy.
Ach, jakże ciekawy jest przypadek – gdy człowiek zmienia się w przeciągu tygodnia. Jego osobowość kwitnąca niczym róża, płatki więzi między ludźmi – tak skąpane w słońcu.
Jan Hauser
„Wspomnienie”
Och ! Tyle pomysłów zrodziło się w naszych głowach,
wyrażaliśmy ten sam świat w tak odmiennych słowach,
Każdy podążając swoją ścieżką inspiracji,
dzielił się wizją opowieści przy kolacji.
Rzeczywistość nabierała innych kolorów,
gdy w grupie słuchaliśmy kaczych horrorów.
Ownicowa rzeczywistość serca nasze skradła,
choć zdarzyło się, że niejednemu mina zbladła
od kunsztu pisarskiego znajomych zagranicznych.
Lecz udało się spędzić razem tyle chwil komicznych
przy wspólnym śpiewie, zabawach, ucztowaniu,
nie obyło się bez smutku i goryczy przy pożegnaniu.
Tak się wytwarza nowa nić porozumienia,
która ludzkie życie niezwykle zmienia.
Wróciliśmy bogatsi o nowe doświadczenia,
Wszystko nabiera głębszego znaczenia.
A hasło konkursu wydaje się łatwe do spełnienia.
Moi drodzy ,,świat bez wojny i przemocy”?
Jeszcze jesteśmy daleko w tyle. Pomocy !
Milena Guzik
[calendar mini=true nav=false]
[calendar mini=true nav=false]